10 FILMÓW O JEDZENIU

10 filmów o jedzeniu

Na tej liście nie ma Julie i Julii. Nie żebym miał coś przeciwko – po prostu ten film wszyscy już znają. Poniżej znajdziecie (mam nadzieję) trochę bardziej nieoczywiste, może nawet momentami przewrotne, zestawienie wyjątkowych filmów o jedzeniu. Ponieważ mam w zwyczaju oceniać rzeczy, tym razem specjalnie dla Mytujemy przygotowałem unikatową poznańsko-jedzeniową skalę ocen. Poniżej moja dziesiątka, bon appétit!

1/ La grande bouffe (Wielkie żarcie), 1973

Obsceniczny, perwersyjny, niemoralny, dekadencki, wulgarny. Wielkie żarcie to dla mnie pierwsze i najmocniejsze skojarzenie z kategorią “film o jedzeniu”. Czterech zmęczonych życiem mężczyzn w średnim wieku postanawia popełnić samobójstwo z przejedzenia. W tym celu zaszywają się w willi i organizują wielką orgię z ogromnymi ilościami jedzenia i picia, trzema prostytutkami oraz przypadkowo poznaną nauczycielką. Film można rozumieć jako satyrę na nihilizm konsumpcyjnego społeczeństwa, krytykę klasy próżniaczej, metaforę lęku przed impotencją albo jeszcze inaczej. Nie ulega natomiast wątpliwości, że La grande bouffe to dzieło jedyne w swoim rodzaju, które ponad czterdzieści lat później nadal potrafi zaszokować. Nie jest tylko jasne, czy więcej ludzi po obejrzeniu tego filmu zgłodniało, czy odpuściło sobie najbliższy posiłek.

Ocena: sycący jak dostawa burgerów z Fat Boba (dożywotnia)

2/ Fed up, 2014

Jeśli Wielkie żarcie mogło mieć efekt dwojaki, to w przypadku Fed up nie będzie już wątpliwości – pora przemyśleć całe swoje życie, a w szczególności zwyczaje żywieniowe. Dokument ten opowiada o rażących “niedopatrzeniach” (czyt. “wylobbowanych przez przemysł cukrowy lukach prawnych”) w polityce żywnościowej Stanów Zjednoczonych. Pomiędzy licznymi animowanymi grafikami i gadającymi głowami rozpościera się panorama epidemii otyłości i innych kłopotów zdrowotnych, dotykających amerykańskich dzieci. W efekcie nie przejdziecie już nigdy obojętnie obok rubryczki “cukier” na etykietach z wartościami odżywczymi. A przynajmniej, tak jak ja, natychmiast wsiądziecie na rower i pojedziecie do sklepu, żeby kupić owoce i warzywa.

Ocena: zdrowy jak solidne zakupy na Rynku Jeżyckim albo Placu Wielkopolskim

3/ Babettes gæstebud (Uczta Babette), 1987 

W czasach instagrama mało kto będzie na tyle odważny, żeby stwierdzić, że jedzenie ma na celu jedynie zaspokajanie głodu. Ale okazuje się, że 150 lat temu zdarzały się miejsca na ziemi, gdzie właśnie tak sądzono. Jednym z nich była malutka wioska na wybrzeżu Jutlandii, w której ojciec-pastor wychowuje dwie piękne córki według skrajnie purytańskich zasad. Gdy po wielu latach trafia pod ich strzechę francuska służąca, Babette, sama również dostosowuje się do tych zasad. Jednak w pewnym momencie postanawia odwdzięczyć się swoim chlebodawczyniom, wyprawiając dla nich wielką ucztę zamiast codziennej “chlebozupy”. Ta nagła hedonistyczna wyrwa w życiu pobożnej (choć przecież nie niepokalanej) społeczności przyniesie dość nieoczekiwane skutki. A wyjątkowy, sielski klimat Uczty Babette być może u niektórych z Was wywoła tęsknotę za prostym życiem, prostym jedzeniem i (nie aż tak bardzo) prostymi dylematami.

Ocena: prosty i dobry jak dwudaniowy obiad w Owacja Slow przy Rynku Jeżycki

4/ L’aile ou la cuisse (Skrzydełko czy nóżka), 1976

Kto w dzieciństwie nie oglądał filmów z Louisem de Funèsem, niech… szybko nadrobi zaległości! Ten komediowy klasyk warto odświeżyć sobie jednak nie tylko z powodu tęsknoty za bezpowrotnie utraconym dzieciństwem. Film Claude Zidiego to zaskakująco aktualna (zwłaszcza w czasach CETA i TTIP) opowieść o sprzeciwie przeciwko masowej ekspansji junk foodu. Hipermarketowemu podejściu do jedzenia (reprezentowanemu tu przez kurczaka produkowanego z kości i niezidentyfikowanej masy w pięknej kampowej “fabryce jedzenia”) przeciwstawiony jest nie snobizm krytyki kulinarnej, a autentyczność i pasja w przygotowywaniu potraw i oczywiście rzetelność w ich ocenianiu. Nie jest to przecież kino moralnego niepokoju, warto jednak obejrzeć Skrzydełko czy nóżka choćby dla tej jednej sceny, gdy postać grana przez Louisa de Funès z pietyzmem analizuje wino i rozpoznaje je wyłącznie za pomocą wrażeń wzrokowych. Oraz oczywiście dla czystej przyjemności oglądania najsłynniejszego francuskiego komika w akcji.

Ocena: przyjemny jak 3 gałki lodów z Kolorowej

5/ Big night (Wielkie otwarcie), 1996

Chociaż pierwszym moim skojarzeniem dla “filmu o jedzeniu” było Wielkie żarcie, to jeśli musiałbym wybrać do obejrzenia tylko jeden film z tej szufladki, to zdecydowałbym się jednak na Wielkie otwarcie (polski tytuł odrobinę wprowadza w błąd, ponieważ restauracja jest już od dawna otwarta). Prosta historia dwóch braci, włoskich imigrantów, którzy przyjechali do USA, żeby założyć restaurację i osiągnąć sukces. Starszy z nich, Primo, jest wybitnym kucharzem. Niestety sam artyzm w kuchni nie wystarcza – ciężar biznesowego aspektu prowadzenia restauracji spada na młodszego Secondo. Film to prawdziwa uczta dla zmysłów i umysłu – od przyjemnej ścieżki dźwiękowej, przez dowcipne dialogi i znakomite kreacje aktorskie (wyróżniają się zwłaszcza Stanley Tucci, Tony Shalhoub i Ian Holm), aż po wizualnie smakowitą kulminację – tytułową “wielką noc”, noc wielkiej szansy. A jeśli lubicie włoską kuchnię bez zdrowotnych kompromisów, to na pewno na Waszą listę życzeń trafi popisowe danie Primo… Jakie? To już byłby spoiler!

Ocena: satysfakcjonujący jak wspomniane już wcześniej danie główne (przy okazji, jeśli ktoś ma namiary na restaurację w Poznaniu, która serwuje ten specjał – poproszę o kontakt i od razu tam jadę, choćby o 3 w nocy!)

6/ Coffee and cigarettes (Kawa i papierosy), 2003

Co prawda papierosy są już od dawna niemodne, ale na pewno są jeszcze wśród nas tacy, którzy połączenie dwóch substancji – kofeiny i nikotyny – mają za synonim śniadania albo przynajmniej deseru; w każdym razie uznają je za pełnoprawny posiłek. Podobnie za pełnoprawny film można uznać antologię krótkich czarno-białych epizodów autorstwa Jima Jarmuscha. W 11 segmentach z udziałem gwiazd różnych proweniencji poznamy bardzo różne historie, które łączy przede wszystkim sam fakt zasiadania przy jednym stole. Pomimo wszelkich możliwych różnic, pomimo zaszłości i nieporozumień – bohaterowie siadają naprzeciwko siebie i rozmawiają. Ten jednoczący społeczny aspekt spożywania posiłków jest niezwykle ważny, warto w związku z tym odświeżyć sobie Kawę i papierosy – i pamiętać, że zawsze można przynajmniej spróbować się dogadać.

Ocena: intensywny jak kawa z Brismana albo Piece of cake

7/ Barfly (Ćma barowa), 1987 

Żeby nie zwariować po tak solidnej porcji filmów o jedzeniu – nawet jeśli zrobiliśmy sobie przerwę na kawę i papierosa – trzeba solidnie się napić! A nie ma lepszego filmowego pretekstu do chwycenia za kieliszek, niż Barfly na podstawie scenariusza Charlesa Bukowskiego. A jeśli to jeszcze nie jest dla Was wystarczający argument – być może przekona Was szalony Mickey Rourke w roli “ćmy barowej”; Henry Chinaski (znane alter ego Bukowskiego), wyrusza w szaloną pijacką odyseję po przedmieściach Los Angeles. Być może bardziej adekwatnym mitologicznym porównaniem byłyby przygody Syzyfa, gdyż choć po drodze uświadczymy skomplikowanych alkoholowo-romantycznych rozterek i niejednej porządnej burdy, to wszystko jak zaczyna, tak i kończy się przy barze. Zatem nie roztrząsajmy tego zbyt długo, odpalmy Barfly, unieśmy kieliszki i zakrzyknijmy: “Heeeey, to all my friends, heeey!”.

Ocena: szalony jak impreza w Meskalu (RIP), przy barze (i czasami za barem), do białego rana!

8/ The Cook, the Thief, His Wife & Her Lover (Kucharz, złodziej, jego żona i jej kochanek), 1989 

Jeśli oprócz filmów, kochacie także malarstwo renesansu lub baroku to prawdopodobnie znacie już twórczość Petera Greenawaya. Ale jeśli jakimś cudem jeszcze nie znacie, to Kucharz, złodziej, jego żona i jej kochanek będzie dla Was na pewno mocnym doznaniem. Niech nie zmylą Was teatralna scenografia, zmysłowa muzyka i smakowite menu na kolejne dni w restauracji „Le Hollandais” – za tym wszystkim kryje się chyba najbardziej kontrowersyjny film tego i tak nieokrzesanego reżysera. Przekonujemy się o tym już w pierwszych minutach, gdy poznajemy Złodzieja (Michael Gambon), prawdopodobnie jednego z najmniej przyjemnych bohaterów w historii kina. Jednak to postać Żony (Helen Mirren), zawieszona pomiędzy Erosem i Thanatosem, nadaje dziełu Greenawaya prawdziwej dynamiki. Nie sposób opowiedzieć tu o wszystkim, dość jednak powiedzieć, że połączenie wrażliwości tego reżysera ze świetną grą aktorską, genialną scenografią, hipnotyzującą muzyką Michaela Nymana i kostiumami Jean-Paul Gaultiera tworzy naprawdę unikatowy ruchomy obraz. Obraz, którego kulminacja przypada (jakżeby inaczej) na spektakularne i tragiczne finałowe danie.

Ocena: niebezpieczny jak nocny spacer Wilda-Łazarz w poszukiwaniu jedzenia

9/ Soylent Green (Zielona pożywka), 1973

Witajcie w 2022 roku. Od lat siedemdziesiątych nic się tu nie zmieniło, tylko ludzi ździebko więcej, a jedzenia już prawie nie ma (ok, nastąpiła jeszcze jedna subtelna zmiana – sponsoring jest powszechnie uznaną praktyką, a podopieczne w ramach tego systemu nazywane są… meblami). Najczarniejsze z czarnych proroctw klimatologów się sprawdziły, świat pogrążył się w chaosie, a ziemia zaczęła obumierać. Na tym ponurym tle rozgrywa się intryga, która doprowadzi bohatera (typowego gliniarza – szorstkiego, ale o złotym sercu) do szokującego odkrycia. Cóż… Soylent Green to prawdopodobnie najsłabszy film w tym zestawieniu, polecam go tylko najbardziej zatwardziałym fanom kina science fiction. Mimo to nie wyobrażam sobie, żeby o nim przy tej okazji nie napisać – podobnie jak nie wyobrażam sobie diety złożonej z substytutów żywieniowych.

Ocena: ryzykowny jak zakupy na www.soylent.com (chociaż do Poznania nie dowiozą, trzeba by znaleźć substytuty dla substytutów)

10/ Hunger (Głód), 2008

Tak jak Wielkie żarcie jest fikcyjną opowieścią o hedonistycznej zachciance śmierci z przejedzenia, to Głód, co sugeruje już tytuł, jest jej idealnym przeciwieństwem. Ten kameralny dramat historyczny, debiutancki pełny metraż Steve’a McQueena, opowiada o przebiegu irlandzkiego strajku głodowego z 1981 roku. Działacze IRA wtrąceni do więzienia za swoją działalność terrorystyczną domagali się wówczas uznania za więźniów politycznych i odróżnienia od zwykłych kryminalistów, chociażby poprzez postulat umożliwienia im zachowania własnych ubrań. Centralną kwestią w filmie nie jest jednak, mimo wszystko, polityka. Przez jednostkową historię Bobby’ego Sandsa (Michael Fassbender), pokazaną z niezwykłą intensywnością wizualną, poznajemy na czym dokładnie polega poświęcenie swojego życia, poprzez odmowę jedzenia. Steve McQueen pokazuje nam siłę człowieczeństwa potrafiącego nadać niezwykłą symboliczną moc tak przecież fizjologicznej czynności, jaką jest zaspokajanie głodu.

Ocena: katarktyczny jak detoks sokowy soczkami z Juice Drinkers (albo własnej produkcji)

DESER

Na tym kończy się moja selekcja, czymże byłby jednak posiłek bez deseru? W związku z tym jeszcze dwie bonusowe pozycje, które ze względów formalnych nie mogły znaleźć się w zestawieniu:

  • po pierwsze – cały serial Hannibal, który przywiązuje do jedzenia ogromną wagę – do tego stopnia, że zatrudnia Janice Poon, stylistkę jedzenia, której zakulisowego bloga możecie podejrzeć tutaj: Feeding Hannibal (tylko uważajcie na spoilery!)
  • a po drugiekrótka, ale pamiętna scena z Widma Wolności Luisa Buñuela, w której skonfrontowani jesteśmy z radykalną dekonstrukcją społecznego rytuału jakim jest wspólny posiłek (oczywiście warto też zobaczyć cały film, nawet jeśli reszta nie dotyczy jedzenia)

 

fot. imdb.com

To już naprawdę koniec zestawienia. Mogłem wybrać tylko 10 filmów i ani jednego więcej, przez co nie trafiło tu na pewno kilka istotnych pozycji. Koniecznie w związku z tym dajcie nam znać w komentarzach, jakie filmy o jedzeniu znalazłyby się na Waszych listach!

To pierwszy artykuł, w którym oddajemy głos naszym przyjaciołom, na co dzień czytelnikom MYTUJEMY, ale i towarzyszom naszych kulinarnych wojaży. Na pierwszy ogień – Stachu, który ocenia rzeczy. Jeśli tekst przypadł Wam do gustu – podajcie dalej. Dzięki!